Na pierwszy wspólny weekend wybraliśmy się na wycieczkę wzdłuż wybrzeża, do trzech niewielkich miejscowości położonych nad oceanem - MONTEREY, CARMEL, BIG SUR. Jeśli kiedykolwiek na filmach amerykańskich widzieliście najpiękniejsze ujęcia wybrzeża, zapierające dech w piersiach widoki, zbocza gór schodzące prosto do oceanu, lazurową przezroczystą wodę i zlewające się z nią błękitne niebo w promieniach leniwego (wszak mamy zimę, nie wymagajmy od niego zbyt dużo;) słońca otulającego piaskowe plaże, to najprawdopodobniej właśnie na tej trasie kręcili te sceny:) widoki przypominały mi troszkę wybrzeże Irlandii, gdy parę lat wcześniej wybraliśmy się na klify, choć zbocza nie są tu aż tak strome a góry są bardziej wsunięte w ląd, onieśmielone chyba bezkresem oceanu:)
Monterey i Carmel to miejscowości, w których mieszkał i tworzył John Steinbeck, natomiast w Carmel jest jedna z najstarszych misji hiszpanskich (założona w 1770 roku przez misjonarza franciszkańskiego, Junipero Serra. Zarówno kościół, jak i otaczające go ogrody są piękne i utrzymane wciąż w bardzo dobrym stanie, co sprawia, że mnóstwo ludzi przyjeżdża do tej małej miejscowości, aby podziwiać ten mały kawałek europejskiej historii na amerykańskiej ziemi. Dla mnie osobiście była to jednak z najpiękniejszych misji, które mieliśmy okazję już zwiedzić tu w Kalifornii (dotychczas ulubioną i faworytką była ta w Santa Barbara, ale spośród istniejących w tym stanie 21 misji, widzieliśmy na razie zaledwie 6, reszta wciąż przed nami). W kościele w Carmel, w bocznej kapliczce znajduje się również tablica upamiętniająca wizytę naszego Papieża JPII do tego miejsca oraz pamiątki z jego podobizną i liczne cytaty jego słów, miło zobaczyć ślady naszego papieża i echo jego nauki na tak odległych od Rzymu ziemiach.
W Carmel wynajęliśmy uroczy pokoik z kominkiem (może się to wydawać dziwne, że w słonecznej Kalifornii są kominki w pokojach, ale wieczory, szczególnie nad oceanem, na prawdę potrafią być chłodne- w końcu jest zima;) w jednym z zajazdów (tzw. inn) usytuowanych w bardzo spokojnej i zielonej okolicy, niemalże w samym środku lasu. Co ciekawe, nie ma tam w całej okolicy latarni ani świateł na drodze, a rosnące w okolicy drzewa sprawiają wrażenie, jakby to one same gospodarowały się w przestrzeni. Wiją się jak chcą, dominują nad tymi amerykańskimi małymi domkami, obrastają je oraz przydrożne trasy, wypełniając okolice zielenią:) i wszystko to skumulowane na znacznie mniejszym obszarze, niż typowe amerykańskie rozległe przestrzenie, co dodatkowo jeszcze nadaje temu miejscu swoistą intymność i urok.
Jadąc dalej na południe od Carmel w kierunku Big Sur, zatrzymał nas na trasie zniewalający widok mostu Bixby Bridge. Prezentuje się niezwykle okazale z jednego z otaczających go wzgórz, na których znajduje się mały parking i punkt widokowy. Nie sposób nie zatrzymać się i nie zrobić paru pocztówkowych zdjęć w hollywoodzkich pozach, zwłaszcza że jest to podobno jeden z najczęściej fotografowanych i filmowanych obiektów na zachodnim wybrzeżu. I zupełnie się nie dziwię.
Popołudniu, po powrocie do Monterey, obowiązkowym clam chowder w ramach lunchu (najsłynniejszy przysmak wybrzeża- gęsta zupa z mięczaków) i spacerze wzdłuż Cannery Row (główna ulica tego miasteczka, słynna głównie ze zlokalizowanych na całej jej długości licznych, dziś już nieczynnych, fabryk konserw sardynek), wybraliśmy się jeszcze do jednej z lokalnych winiarni na wine-tasting. W tym słonecznym stanie, który słynie z jednych z najlepszych win na świecie, odwiedzanie takich miejsc, aby degustować miejscowe wyroby jest niezwykle popularne. Zazwyczaj gości przyjmują sami właściciele, chętnie opowiadają o początkach ich winiarni, o sposobie hodowania owoców i wyrobie lokalnych win. Wiele można się od nich nauczyć, poznać ciekawe osoby no i oczywiście nacieszyć podniebienie dobrym trunkiem. Tak też uczyniliśmy i wyruszyliśmy z powrotem do Bayarea słynną Highway 101, ciągnącą się wzdłuż Pacyfiku, przez całą niemalże Kalifornię oraz dalej na północ do Oregon i Washington.
"Cannery Row in Monterey in California is a poem, a stink, a grating noise, a quality of light, a tone, a habit, a nostalgia, a dream." John Steinbeck, Cannery Row (1945).