Natknęłam się na taki krótki artykuł na SFgate i postanowiłam podzielić się paroma ciekawostkami (prawnymi) związanymi z życiem w stanie Kalifornia:
Za artykułem: California - "Is it legal or not?" SF Gate, July 14, 2014
1. pieszym należy się pierwszeństwo na wszystkich - oznaczonych i nieoznaczonych - przejściach (wow!;) ale w praktyce - poza może samym miastem San Francisco - tych pieszych na ulicach prawie w ogóle się nie widzi; tu rzadko kiedy ktoś "spaceruje". Wszyscy poruszają się głównie samochodami - tak rzadka obecność pieszych staje się jednak trochę niebezpieczna, ponieważ kierowcy wydają się być zupełnie nieprzyzwyczajeni do wzmożonej ostrożności przy przejazdach i skrętach na światłach...
2. łapanie stop-a jest nielegalne, jeśli stoi się na drodze... dozwolone z chodnika lub pobocza... wszystko oczywiście w trosce o bezpieczeństwo :)
3. Kalifornia jest jedyny stanem w USA gdzie motocykliści mogą "lawirować" między samochodami, czyli jeździć z nimi na jednym pasie! - jest to prawnie dozwolone, z pewnymi restrykcjami, jak np. ograniczeniem prędkości do nieprzekraczającej 10mph ponad prędkość dozwoloną na danym odcinku drogi (powszechnie mówi się nie o ograniczeniu ale o prędkości ruchu - czyli mniej więcej tak, jak w danym czasie jadą inne samochody - zawsze mnie to nurtowało: czyli jeśli wszyscy znacznie przekraczają dozwoloną prędkość to można jechać szybciej niż ograniczenie? ;-) tylko, że tutaj ludzie raczej nie grzeją, jeżdżą bardzo spokojnie i poprawnie.
4. Nagrywanie prywatnych rozmów bez pozwolenia jest nielegalne! (a podsłuchiwanie? ;-)
5. zrywać kwiatków - w parku, na drodze lub innym miejscu publicznym - też nie wolno! (jak dobrze, że mamy własny ogródek :)
6. dla rowerzystów - kaski są obowiązkowe tylko do 18 lat, później - jeździmy na własną odpowiedzialność.
7. nie wolno karmić gołębi i mew - nawet we własnym ogrodzie!
8. są pewne ograniczenia co do świateł podwozia w samochodach (sic!) - nie może być zbyt jasne (oślepiające innych kierowców) ani czerwone na przodzie - no ciekawe, pierwszy raz o czymś takim słyszę..
Jeśli chodzi o inne ciekawe przepisy związane z prowadzeniem samochodu i zasadami panującymi na drogach:
- skręt w prawo na skrzyżowaniu jest zawsze dozwolony, niezależnie od koloru światła, chyba że jest wyraźny napis NO TURN ON RED
- przy nakazie STOP - należy się zawsze zatrzymać, do momentu ustania ruchu kół pojazdu...
- na skrzyżowaniu, przy którym jest znak STOP, a nie ma sygnalizacji świetlnej, pierwszeństwo przejazdu ma samochód, który jako pierwszy dojechał do swojego znaku STOP. Następnie rusza ten, który dojechał do linii swojego znaku STOP zaraz po nim - przepis wydaje się być absurdalnie beznadziejny, ale sprawdza się!
- przy łączeniu się dwóch dróg - zbiegania się pasów ruchu (np. wjazdu na autostradę; tzw. merging) samochód będący na głównej drodze ma umożliwić wjeżdżającemu pojazdowi włączenie się do ruchu - natomiast samochód wjeżdżający (na autostradę) ma płynnie włączyć się do ruchu.. czyli de facto nie ma ustalonego pierwszeństwa - kto komu ustępuje, kto kogo wpuszcza - a w praktyce ten na głównej wpuszcza ten drugi pojazd. Ten przepis wciąż wydaje mi się głupi i nie mogę się do niego przyzwyczaić - bo de facto, jadąc sobie spokojnie głównym pasem ruchu, nagle łączy się on z drugim pasem (dołączającym się) i przy odrobinie nieuwagi "ląduje się" na boku innego samochodu - na szczęście jeszcze nigdy mi się to nie przytrafiło ale zawsze wydaje mi się to bardzo możliwe.
A na koniec jeszcze jedna ciekawostka - w sklepach można zwrócić każdy niemalże zakupiony produkt i jest na to minimum 30 dni (w wielu przypadkach nawet do 90 dni!) - bez podania przyczyny, jedynie w oryginalnym opakowaniu i z rachunkiem. Kolega kiedyś nawet zwrócił... ciasto (kupił na imprezę, nawet nie wyjął z opakowania bo tyle było innego jedzenia i następnego dnia przyjęli mu zwrot... nieźle!) - ale tutaj nie miałoby chyba zastosowania zasada 30 dni ;-)
I jeszcze jedno - obowiązkowa jest segregacja śmieci (w domach jednorodzinnych; to jest chyba regulowane przez każdą county indywidualnie) - każdy dom ma 3 pojemniki na śmieci (niebieski na recycling, zielony na organics oraz szary na trash-wszystko inne; przynajmniej u nas jest taka kolorystyka) i danego dnia w tygodniu wystawia się te pojemniki przed dom i śmieciarki je opróżniają. Nie ma mowy o braku segregacji - mogą nałożyć karę pieniężną, jeśli znajdą w pojemniku coś, co nie powinno się w nim znaleźć (lub powinno znaleźć się w innym) - czasem są nawet bardzo restrykcyjni i nie przyjmują pojemników, które są wypełnione "po brzeg" i np. nie zamykają się. Przypomina mi się segregacja u nas na osiedlu na Ursynowie - segregacja segregacją a potem przyjeżdża jedna ciężarówka i zawartość wszystkich pojemników wrzuca do jednej śmieciarki, LOL.
o życiu i podróżach w złotej Kalifornii. Zapiski o codzienności i niecodzienności w Ameryce.
środa, 16 lipca 2014
sobota, 28 czerwca 2014
Strzelnica nad Lake Chabot
W sobotę poszliśmy na strzelnicę postrzelać - wybraliśmy się do pobliskiego ośrodka Chabot Gun Club (http://chabotgunclub.com/) niedaleko Lake Chabot. Położony jest w Anthony Chabot Regional Park należącym do Eastbay Regional Park District (www.ebparks.org), prowadzą do niego kręte uliczki, wśród uroczych wzgórz Castro Valley, z bardzo malowniczymi widokami na okolicę i miejscowe jezioro Chabot.
Strzelnica ta istnieje tu od roku 1959 i można na niej strzelać z pistoletów, karabinów i strzelb - do tarczy, do wybranego celu oraz do tzw. rzutków (clay pigeons) - wyrzucane w powietrze worki z farbą, które rozpryskują/rozsypują się po trafieniu w nie. Ponieważ strzelnica funkcjonuje tu od ponad 50 lat i jest na wolnym powietrzu, to dzikie zwierzęta z pobliskiego lasu są całkowicie przyzwyczajone do hałasu i regularnych strzałów. Beztrosko czasem przechadzają się po terenie i obsługa mu je parę razy dziennie przepędzać, aby nikt ich (przypadkiem) nie postrzelił - to jest surowo karane, zwierzęta te są pod ochroną.
W czasie naszej obecności, w oddali przy lesie beztrosko spacerowała sobie sarenka i indyk, na szczęście nikt nie oddał strzału w ich stronę.
Co ciekawe, w strzelnicy nie wynajmują osobom publicznym- gościom sprzętu - można tu używać jedynie swojej broni (broń jest wynajmowana do ćwiczeń, lekcji oraz na odbywające się turnieje). My byliśmy tam z dwoma kolegami, obaj posiadają swoje strzelby i z nich korzystaliśmy. Ciężka sprawa trafić w takie latające rzutki - fartem trafiłam swój pierwszy strzał, i potem jeszcze dwa kolejne - nie jest to wynik godny odnotowania (biorąc pod uwagę, iż strzałów oddałam łącznie 25:). Wprawdzie nie byłam początkowo przekonana do tego rodzaju rozrywki, to po paru oddanych strzałach nawet mi się spodobało.
Chłopcy planują na jesieni polecieć np. do Minessoty i polować na indyki (to taki ich lokalny sport stanowy!).
W stanie Kalifornia panują jedne z bardziej restrykcyjnych praw dotyczących posiadania broni. Podobnie jak we wszystkich innych stanach, posiadanie broni jest legalne i dozwolone (przez wszystkich dorosłych obywateli, z wyjątkiem kryminalistów osób niepełnosprawnych umysłowo) jednak z pewnymi ograniczeniami, np. od 1 stycznia 2014 trzeba się najpierw zarejestrować i dopiero po około tygodniu można nabyć broń (okres ten nazywa się czasami okresem "cool down" - gdyby ktoś planował nabyć broń w ferworze emocji lub złości, to ma parę dni na uspokojenie się i przemyślenie swoich planów ;) Wymagane jest również zdanie pisemnego test uprawniającego do nabycia i użytkowania broni.
Strzelnica ta istnieje tu od roku 1959 i można na niej strzelać z pistoletów, karabinów i strzelb - do tarczy, do wybranego celu oraz do tzw. rzutków (clay pigeons) - wyrzucane w powietrze worki z farbą, które rozpryskują/rozsypują się po trafieniu w nie. Ponieważ strzelnica funkcjonuje tu od ponad 50 lat i jest na wolnym powietrzu, to dzikie zwierzęta z pobliskiego lasu są całkowicie przyzwyczajone do hałasu i regularnych strzałów. Beztrosko czasem przechadzają się po terenie i obsługa mu je parę razy dziennie przepędzać, aby nikt ich (przypadkiem) nie postrzelił - to jest surowo karane, zwierzęta te są pod ochroną.
W czasie naszej obecności, w oddali przy lesie beztrosko spacerowała sobie sarenka i indyk, na szczęście nikt nie oddał strzału w ich stronę.
Chłopcy planują na jesieni polecieć np. do Minessoty i polować na indyki (to taki ich lokalny sport stanowy!).
W stanie Kalifornia panują jedne z bardziej restrykcyjnych praw dotyczących posiadania broni. Podobnie jak we wszystkich innych stanach, posiadanie broni jest legalne i dozwolone (przez wszystkich dorosłych obywateli, z wyjątkiem kryminalistów osób niepełnosprawnych umysłowo) jednak z pewnymi ograniczeniami, np. od 1 stycznia 2014 trzeba się najpierw zarejestrować i dopiero po około tygodniu można nabyć broń (okres ten nazywa się czasami okresem "cool down" - gdyby ktoś planował nabyć broń w ferworze emocji lub złości, to ma parę dni na uspokojenie się i przemyślenie swoich planów ;) Wymagane jest również zdanie pisemnego test uprawniającego do nabycia i użytkowania broni.
Labels:
gun club,
guns,
lake chabot,
shooting
czwartek, 19 czerwca 2014
Jakimi liniami najlepiej latać do Kalifornii i kiedy?
To pytanie najczęściej powtarza się od tych osób, którzy planują nas odwiedzić.
My ostatnio lecieliśmy liniami Norwegian Air (www.norwegian.com), które świeżo uruchomiły loty transatlantyckie - ze Skandynawii (Norwegia/Oslo Gardermoen i Szwecja/Stokholm Arlanda) do Oakland/San Francisco. Pomimo mylącej nazwy lotniska docelowego - samoloty lądują na lotnisku w Oakland, East Bay. Dla nas to nawet parę minut bliżej niż lotnisko w San Francisco, więc takie połączenia bardzo są nam na rękę. Loty norwegian mają bardzo konkurencyjne ceny i zdecydowanie warto je rozważyć.
Zarówno do Oslo jak i do Stokholmu można dolecieć z Warszawy tanimi liniami (też norwegian.com, airbaltic.com lub wizzair.com) więc za bilet powrotny z Polski (Warszawy) do Kalifornii (Oakland) spokojnie można zmieścić się poniżej $1000.
Flotę mają nowoczesną (ja leciałam teraz Dreamlinerem - baaardzo fajnie i wygodnie), obsługę bardzo sympatyczną, na nic nie mogę narzekać.
Ze względu na to, że konkurują cenami i nazywają się tanimi połączeniami, to też oszczędzają na kosztach - trzeba zatem pamiętać o dokupieniu bagażu (do podstawowej ceny biletu, którą widać na stronie przy bookowaniu; chyba że lecimy w lecie i wystarczy nam mała walizeczka 10kg z samymi letnimi ciuszkami) i w wersji podstawowej - ekonomicznej, nie ma zapewnionego wyżywienia podczas lotu. Można zamówić jedzenie na pokładzie (kanapki, coś ciepłego, napoje - płatność kartą kredytową) lub wziąć ze sobą coś gotowego (pod warunkiem, że nie jest to płyn). Jeśli chcemy sobie posłuchać muzyki lub obejrzeć film na pokładzie, to należy pamiętać o wzięciu własnych słuchawek, bo tego linie też nie udostępniają (słuchawki i np. kocyk też trzeba sobie wykupić osobno w snack-barze, płatność też kartą kredytową).
Jeśli chodzi o dozwolony w tych liniach bagaż to ten główny (nadawany przy odprawie) nie może przekroczyć 20kg (trochę mało w porównaniu do innych linii) a podręczny 10kg (wymiary standardowe, jak wszędzie, 55x40x23cm). Z mojego ostatniego doświadczenia wynika, że obsługa nie jest specjalnie restrykcyjna przy odprawie - ja miałam ponad 3kg nadwagi i mnie puścili bez problemu :) podręczny również miałam spory (max wymiary) a wagowo zmieściłam się tylko dlatego, że laptopa trzymałam osobno w rękach i też nie robili mi żadnego problemu.
Jeden minus, jaki zauważyłam to po przylocie do Oakland wszyscy pasażerowie stoją w jednej kolejce do odprawy, co powoduje, że trwa ona znacznie dłużej niż by mogła trwać, gdyby był podział na turystów/posiadaczy wizy czasowej oraz obywateli/rezydentów (tak, jak jest w San Francisco). Ale biorąc pod uwagę to, że Dreamliner mieści na pokładzie ok. 300 osób a nie tak jak Airbus ok. 500 osób, to w sumie na jedno wychodzi ;-)
Jeśli akurat nie ma dobrych cen w norwegian.com to my najczęściej lataliśmy AirFrance/KLM (przez Amsterdam lub Paryż). Lufthansa jest najczęściej droższa, ale też ma wygodne połączenia. Raz również leciałam Swiss'em i cena była rewelacyjna. Z tego, co wiem od paru innych osób, również w SAS bywają dobre oferty cenowe na tych kierunkach. Generalnie my zawsze szukamy lotów na www.orbitz.com lub www.kayak.com - w zależności od sezonu powinny one oscylować wokół $750 (poza sezonem) do $1500 (sezon) i oczywiście zawsze najlepiej kupować z wyprzedzeniem minimum paru tygodniu.
Najpiękniejsze miesiące na odwiedziny Kalifornii to wg mnie kwiecień - maj (jeszcze nie jest zbyt gorąco, ładnie i zielono) oraz wrzesień - październik (już nie jest aż tak gorąco). Nie polecam miesięcy wakacyjnych bo jest bardzo upalnie i sucho (zieleń jest wysuszona) i ceny lotów znacznie wyższe. Choć teraz mamy czerwiec i jest ślicznie, ciepło i wciąż jeszcze zielono :-) oczywiście jeśli chcecie się wyrwać z Polski w czasie zimy to Kalifornia zawsze ugości wyższymi temperaturami (niż w Europie) ale nie będą to upalne tropiki ani pogoda na kąpiel w Pacyfiku - na to nie liczcie ;-)
Zapraszamy do nas!
My ostatnio lecieliśmy liniami Norwegian Air (www.norwegian.com), które świeżo uruchomiły loty transatlantyckie - ze Skandynawii (Norwegia/Oslo Gardermoen i Szwecja/Stokholm Arlanda) do Oakland/San Francisco. Pomimo mylącej nazwy lotniska docelowego - samoloty lądują na lotnisku w Oakland, East Bay. Dla nas to nawet parę minut bliżej niż lotnisko w San Francisco, więc takie połączenia bardzo są nam na rękę. Loty norwegian mają bardzo konkurencyjne ceny i zdecydowanie warto je rozważyć.
Zarówno do Oslo jak i do Stokholmu można dolecieć z Warszawy tanimi liniami (też norwegian.com, airbaltic.com lub wizzair.com) więc za bilet powrotny z Polski (Warszawy) do Kalifornii (Oakland) spokojnie można zmieścić się poniżej $1000.
Flotę mają nowoczesną (ja leciałam teraz Dreamlinerem - baaardzo fajnie i wygodnie), obsługę bardzo sympatyczną, na nic nie mogę narzekać.
Ze względu na to, że konkurują cenami i nazywają się tanimi połączeniami, to też oszczędzają na kosztach - trzeba zatem pamiętać o dokupieniu bagażu (do podstawowej ceny biletu, którą widać na stronie przy bookowaniu; chyba że lecimy w lecie i wystarczy nam mała walizeczka 10kg z samymi letnimi ciuszkami) i w wersji podstawowej - ekonomicznej, nie ma zapewnionego wyżywienia podczas lotu. Można zamówić jedzenie na pokładzie (kanapki, coś ciepłego, napoje - płatność kartą kredytową) lub wziąć ze sobą coś gotowego (pod warunkiem, że nie jest to płyn). Jeśli chcemy sobie posłuchać muzyki lub obejrzeć film na pokładzie, to należy pamiętać o wzięciu własnych słuchawek, bo tego linie też nie udostępniają (słuchawki i np. kocyk też trzeba sobie wykupić osobno w snack-barze, płatność też kartą kredytową).
Jeśli chodzi o dozwolony w tych liniach bagaż to ten główny (nadawany przy odprawie) nie może przekroczyć 20kg (trochę mało w porównaniu do innych linii) a podręczny 10kg (wymiary standardowe, jak wszędzie, 55x40x23cm). Z mojego ostatniego doświadczenia wynika, że obsługa nie jest specjalnie restrykcyjna przy odprawie - ja miałam ponad 3kg nadwagi i mnie puścili bez problemu :) podręczny również miałam spory (max wymiary) a wagowo zmieściłam się tylko dlatego, że laptopa trzymałam osobno w rękach i też nie robili mi żadnego problemu.
Jeden minus, jaki zauważyłam to po przylocie do Oakland wszyscy pasażerowie stoją w jednej kolejce do odprawy, co powoduje, że trwa ona znacznie dłużej niż by mogła trwać, gdyby był podział na turystów/posiadaczy wizy czasowej oraz obywateli/rezydentów (tak, jak jest w San Francisco). Ale biorąc pod uwagę to, że Dreamliner mieści na pokładzie ok. 300 osób a nie tak jak Airbus ok. 500 osób, to w sumie na jedno wychodzi ;-)
Jeśli akurat nie ma dobrych cen w norwegian.com to my najczęściej lataliśmy AirFrance/KLM (przez Amsterdam lub Paryż). Lufthansa jest najczęściej droższa, ale też ma wygodne połączenia. Raz również leciałam Swiss'em i cena była rewelacyjna. Z tego, co wiem od paru innych osób, również w SAS bywają dobre oferty cenowe na tych kierunkach. Generalnie my zawsze szukamy lotów na www.orbitz.com lub www.kayak.com - w zależności od sezonu powinny one oscylować wokół $750 (poza sezonem) do $1500 (sezon) i oczywiście zawsze najlepiej kupować z wyprzedzeniem minimum paru tygodniu.
Najpiękniejsze miesiące na odwiedziny Kalifornii to wg mnie kwiecień - maj (jeszcze nie jest zbyt gorąco, ładnie i zielono) oraz wrzesień - październik (już nie jest aż tak gorąco). Nie polecam miesięcy wakacyjnych bo jest bardzo upalnie i sucho (zieleń jest wysuszona) i ceny lotów znacznie wyższe. Choć teraz mamy czerwiec i jest ślicznie, ciepło i wciąż jeszcze zielono :-) oczywiście jeśli chcecie się wyrwać z Polski w czasie zimy to Kalifornia zawsze ugości wyższymi temperaturami (niż w Europie) ale nie będą to upalne tropiki ani pogoda na kąpiel w Pacyfiku - na to nie liczcie ;-)
Zapraszamy do nas!
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Białe szaleństwo - narty w Squaw Valley-Alpine Meadows (Lake Tahoe)
Wydawało się, że w tym roku nie pojedziemy już na narty - a jednak, udało się :)
Cała zima była bardzo sucha - mało padało, wręcz mówiło się o największej suszy od parunastu lat. Śniegu trochę napadało w lutym ale szybko stopniał. Przewidywano krótki sezon sportów zimowych a jednak na początku kwietnia niespodziewanie napadało - w górach śnieg, w naszych rejonach sporo deszczu.
Zdecydowaliśmy się na szybki weekendowy wypad w góry - pojechaliśmy do Squaw Valley/Alpine Meadows, jednego z większych kalifornijskich ośrodków narciarskich nad Lake Tahoe, niecałe 200mil od San Francisco - na północny wschód (www.squaw.com).
Trafiliśmy idealnie, było puszyście, biało i bardzo słonecznie (w Dolinie Squaw średnio około 300 dni w roku jest bezchmurnych i słonecznych ;) Chyba z powodu tego, iż większość ludzi myślała jednak, że to już koniec sezonu w tym roku, nie było wielkich tłumów. Jeździło się wybornie.
Ceny za tę przyjemność są dość wysokie (2-dniowy pass w 2014 na oba ośrodki to koszt ok $200; wynajem nart na miejscu to około $60/dzień - znacznie taniej wychodzi wynajęcie sprzętu na cały weekend w Bay Area i przewiezienie go ze sobą do Tahoe - ale my nie mieliśmy już miejsca w samochodzie).
Warto jednak taki koszt ponieść - jest ponad 170 tras, 29 wyciągów, najdłuższa trasa ma około 5 km długości, wszystko (ośrodek) na wysokości ok 2000 m (szczyt ok 2700 m).
Daje radę :) i widoki przepiękne!
Sezon trwa tu mniej więcej od listopada do połowy maja, w lecie natomiast, od czerwca do połowy września można chodzić po górach i hike'ować.
Cała zima była bardzo sucha - mało padało, wręcz mówiło się o największej suszy od parunastu lat. Śniegu trochę napadało w lutym ale szybko stopniał. Przewidywano krótki sezon sportów zimowych a jednak na początku kwietnia niespodziewanie napadało - w górach śnieg, w naszych rejonach sporo deszczu.
Zdecydowaliśmy się na szybki weekendowy wypad w góry - pojechaliśmy do Squaw Valley/Alpine Meadows, jednego z większych kalifornijskich ośrodków narciarskich nad Lake Tahoe, niecałe 200mil od San Francisco - na północny wschód (www.squaw.com).
Trafiliśmy idealnie, było puszyście, biało i bardzo słonecznie (w Dolinie Squaw średnio około 300 dni w roku jest bezchmurnych i słonecznych ;) Chyba z powodu tego, iż większość ludzi myślała jednak, że to już koniec sezonu w tym roku, nie było wielkich tłumów. Jeździło się wybornie.
Ceny za tę przyjemność są dość wysokie (2-dniowy pass w 2014 na oba ośrodki to koszt ok $200; wynajem nart na miejscu to około $60/dzień - znacznie taniej wychodzi wynajęcie sprzętu na cały weekend w Bay Area i przewiezienie go ze sobą do Tahoe - ale my nie mieliśmy już miejsca w samochodzie).
Warto jednak taki koszt ponieść - jest ponad 170 tras, 29 wyciągów, najdłuższa trasa ma około 5 km długości, wszystko (ośrodek) na wysokości ok 2000 m (szczyt ok 2700 m).
Daje radę :) i widoki przepiękne!
Sezon trwa tu mniej więcej od listopada do połowy maja, w lecie natomiast, od czerwca do połowy września można chodzić po górach i hike'ować.
Labels:
Lake Tahoe,
narty,
squaw valley/alpine meadows,
śnieg,
zima
Subskrybuj:
Posty (Atom)