Wydawało się, że w tym roku nie pojedziemy już na narty - a jednak, udało się :)
Cała zima była bardzo sucha - mało padało, wręcz mówiło się o największej suszy od parunastu lat. Śniegu trochę napadało w lutym ale szybko stopniał. Przewidywano krótki sezon sportów zimowych a jednak na początku kwietnia niespodziewanie napadało - w górach śnieg, w naszych rejonach sporo deszczu.
Zdecydowaliśmy się na szybki weekendowy wypad w góry - pojechaliśmy do Squaw Valley/Alpine Meadows, jednego z większych kalifornijskich ośrodków narciarskich nad Lake Tahoe, niecałe 200mil od San Francisco - na północny wschód (www.squaw.com).
Trafiliśmy idealnie, było puszyście, biało i bardzo słonecznie (w Dolinie Squaw średnio około 300 dni w roku jest bezchmurnych i słonecznych ;) Chyba z powodu tego, iż większość ludzi myślała jednak, że to już koniec sezonu w tym roku, nie było wielkich tłumów. Jeździło się wybornie.
Ceny za tę przyjemność są dość wysokie (2-dniowy pass w 2014 na oba ośrodki to koszt ok $200; wynajem nart na miejscu to około $60/dzień - znacznie taniej wychodzi wynajęcie sprzętu na cały weekend w Bay Area i przewiezienie go ze sobą do Tahoe - ale my nie mieliśmy już miejsca w samochodzie).
Warto jednak taki koszt ponieść - jest ponad 170 tras, 29 wyciągów, najdłuższa trasa ma około 5 km długości, wszystko (ośrodek) na wysokości ok 2000 m (szczyt ok 2700 m).
Daje radę :) i widoki przepiękne!
Sezon trwa tu mniej więcej od listopada do połowy maja, w lecie natomiast, od czerwca do połowy września można chodzić po górach i hike'ować.